SLOW LIFE czyli o filozofii powolności

slow (1)

Czyli SLOW DOWN WITH SAVE THE MAGIC MOMENTS

Kolejne wyzwanie blogowo – fejsowe Magdy z cudnego bloga Save the Magic Moments. W tym tygodniu o jakże mi bliskiej sprawie – filozofii powolnościowej. Bardzo dobrze się złożyło, że Magda podjęła właśnie taki temat na ten tydzień, bo dzięki Jej wyzwaniu będę mogła podzielić się swoim światem i być może uchylić nieco tajemnicy związanej z moim nowym projektem.

Filozofia powolności czyli slow life (home, garden, food, sex, relax…)

Gości w moim życiu niezbyt długo – ale zajmuje naczelne miejsce w aspekcie życia pojmowanego w ogóle. Przyszła dość niespodziewanie i bardzo po cichu zagościła we mnie i w naszym domu – to chyba głównie za sprawą działki i spędzania tam czasu. Tam czas nie upływa zbyt szybko. Nie ma dokąd pędzić i co ciągle robić. Przekraczając magiczną bramę zwalniam a nawet zatrzymuję się – mam czas żeby posiedzieć, pracuję, gdy mam wenę twórczą albo po prostu chęć na pokopanie w ziemi. Czytam, słucham ptaków, patrzę na ukochane brzozy, spędzam czas z Rodziną. Tu i teraz. Bardzo uważnie, zajmując się każdą minutą życia z niezbędnym szacunkiem.

To dla mnie styl życia

Wraz z całym koszem dodatkowych atrakcji, bez których slow life nie istnieje: uważności, otwarcia umysłu i koncentracji (ZEN), umiejętności osiągania stanu FLOW, medytowania, uprawiania jogi, minimalizmem w różnych wymiarach życia, zdrowym odżywianiem itd.

Jeszcze nie tak dawno pędziłam jak struś. Zaliczałam projekty, zebrania, wnioski, spotkania z przyjaciółmi, koncerty i życie domowe też – na zasadzie byłam – odhaczone. Czasem też tak pracowałam – robiłam tylko po to, aby zrealizować polecenie i odesłać zadanie (a potem musiałam poprawiać).

Rezygnacja z oczekiwań

Slow life to dla mnie też umiejętność świadomej rezygnacji z oczekiwań – gdy czegoś pragniemy (zwłaszcza materialnie bądź też oczekujemy konkretnych postaw czy zachowań od innych) dążymy do tego, ten pęd ku temu każe nam robić to, i to, i tamto, być takim czy śmakim.

A rezygnacja z tych atrybutów, których pożądamy, w sposób świadomy oczywiście, to podstawa zwolnienia tempa. Ja już nie gonię. Wiem, ile pieniędzy potrzebuję co miesiąc i wiem ile na nie muszę pracować. Nie mam potrzeby robić więcej, bo nie potrzebuję więcej. Świadomie wybieram mniej zajęć zarówno dla siebie, jak i dla dziecka – z jednej strony nie lubię czuć przymusu, lubię robić coś co mi sie podoba, do czego „czuję miętę”. To samo dotyczy naszej córki – ona chodzi na te zajęcia, na które chce, a jeśli jej się nie podobają to nie chodzi. Sprawdza, próbuje, testuje. Zero przymusu – to jej czas wolny, powinna spędzać go przyjemnie a nie pod jakąś straszną presją obowiązku, w aucie pomiędzy szkołą muzyczną a językiem obcym czy baletem.

Sztuka odpoczywania

Nigdy nie rezygnuję z możliwości odpoczywania, w końcu najbardziej widocznym objawem slow life jest to, że odpoczywam. Po prostu jak już zrobię co mam zrobić spędzam czas na odpoczywaniu. Czasem aktywnie, czasem pasywnie. Czasem sama, czasem z rodziną, czasem z przyjaciółmi. Wybieram świadomie to, co chcę robić, nie rezygnując (o tym było już tu) i to pozwala mi na optymalne spędzanie wolnego czasu.

Umiejętność odpuszczania

Czyli robienie tego, co jest naprawdę ważne i realizuje moje cele. I tego, na co mam ochotę.

Oczywiście, w związku z tym, że jednym z moich życiowych celów jest zarabiać pieniądze muszę spełniać polecenia innych i realizować cele np. mojej organizacji. No ale życie i zarabianie na chleb jest jednym z moich celów życiowych.

Równowaga wewnętrzna

Absolutnie nie jest tak, że siedzę i siedzę. Że się nudzę. Że mam TYLE wolnego czasu, a Wy nie macie, bo dzieci, praca itd. Ja też mam pracę, dziecko, męża, mamę, drugą pracę, hobby, przyjaciół, blogowanie i lubię czytać książki. Na wszystko można naprawdę wygospodarować czas, kwestia koncentracji, lepszej organizacji, zwiększenia efektywności, pokochania siebie i opiekowania się sobą i bycia ze sobą w zgodzie – na tym właśnie polega slow life. Mam też okresy pędu i przyspieszenia, np. gdy zaczyna się sezon działkowy, albo przetwórstwa owocowo – warzywnego. W pracy również bywają okresy wzmożonego wysiłku – ale ważne, aby nauczyć się je równoważyć. Na przyśpieszeniu można przeżyć tydzień, góra dwa. Ale potem trzeba wrócić do rytmu slow.

Przejdź w tryb slow life

To moja rada dla Ciebie. Możesz się do tego przygotować przez grudzień. To dobry miesiąc do zamykania spraw, planowania nowych, rozpoczynania z hukiem nowego życia (a nie, to w styczniu, przepraszam). Naucz się koncentrować na wykonaniu zadań, by robić je szybko i efektywnie a jednocześnie dokładnie. Dzięki temu jest czas, by zwolnić, odpoczywać, skupić się na innych aspektach slow life.

SLOW LIFE

Kaśka

7 myśli na temat “SLOW LIFE czyli o filozofii powolności

  1. Trafne spostrzeżenia. Ja jednak chciałabym więcej zarabiać, bo więcej potrzebuję, zwłaszcza w dobie remontów. Ale gdyby ktoś zapłacił mi za remont, wymieniłby mi szafę i dał na świąteczne prezenty dla bliskich to… mogłabym się przerzucić na slow life od zaraz. Póki co, czeka mnie ogarnięcie tego wszystkiego, a dopiero potem rozmyślanie o idei slow. 🙂
    Co do wolnego czasu dziecka, to nie uważasz, że czasami dziecko powinno być zmotywowane do rozwijania pasji. Chodzi mi o to, że nie zawsze może być świadome, że coś polubi jeśli zagłębi się w temat. Ja charakteryzowałam slomianym zapałem jak byłam dzieckiem 🙂

    1. Nie ma nic złego w tym, że chcesz więcej zarabiać – bardziej miałam na myśli to, że skoro mi wystarczy pensja + 2 szkolenia w miesiacu to po co mam robić 5 szkoleń albo 2 etaty 🙂 Jasne, ze wydam każdą kasę, którą mam na koncie – jednak trochę dyscypliny i wdrażanie koncepcji minimalizmu (ale nie biedactwa i rezygnowania ze wszystkiego) a okazuje się, ze 1 szkolenie wystarczy 🙂
      A co do dzieci – miałam na myśli takie układ, ze dziecko chodzi na wiele zajeć dodatkowych, a Ty spędzasz czas głównie w aucie przemierzając w te i w tamte miasto (zwłaszca duże) – znam ekstremalny przypadek, w którym dziecko uczy się i odrabia lekcje w samochodzie jadąc ze szkoły na piłke i z piłki na basen lub z baletu na angielski … nasza Córka chodzi na plastykę, na tańce i na gimnastykę – zajmuje jej to 3 popołudnia po max.1,5 godz. Ma czas na odrobienie lekcji, naukę i swoje nastolatkowe sprawy. Angielski jej się nie podobał, inne tańce, które wcześniej testowała – też nie. Basen dodatkowy szybko się znudził. Ma swobodę ale nie ma presji, dzięki czemu ja mam poczucie, ze rozwija swoje pasje – te, które rzeczywiście chce rozwijać.

  2. U mnie slow life rozpoczął się wraz z problemami zdrowotnymi w ciąży i kiblowaniem trzech i pół miesiąca w szpitalu… przewartościowałam.życie, ustaliłam zupełnie inne priorytety i trzymam sie ich po dziś dzień 😉

    1. To bardzo dobrze!
      U mnie jednak przełomem była działka. I chyba zmiany w pracy, jak sobie przewartościowałam swoje podejście do obowiązków zawodowych. Do pełni slow szczęścia potrzebuję jeszcze tylko zajeć jogi i porzucenia etatu, by móc pracować dla siebie w swoim slow tempie 🙂

  3. Masz rację, zgadzam się zwłaszcza z tym odpuszczeniem sobie i innym. Warto czasami wrzucić na luz z jednym tematem, żeby zrealizować coś co jest dla nas ważniejsze, bliższe nam Jak zrzucimy z siebie część niepotrzebnych obowiązków, całą masę tej „spiny”, będziemy szczęśliwsi.

  4. Kasia super wpis. Przede wszystkim dziękuję za udział w wyzwaniu. Cieszę się, że tematyka tak przypadła Ci do gustu. Tak Slow Life jest cudowne, choć przestawienie się w jego tryby nie jest łatwe. Ale to znalezienie własnego tempa, własnego sposobu na życie i tak, jak napisałaś odpuszczanie sobie 🙂 A Święta to idealny moment – zamiast histerycznie rzucać się po galeriach lepiej zaplanować wszystko z głową i na spokojnie realizować plan 🙂 Od stycznia na FB rusza projekt 🙂 Merry & Slow Christmas 🙂 Pozdrawiam!

Dodaj komentarz