Tydzień SLOW z Save the Magic Moments dobiegł końca. Ja kończę go refleksją na temat tego, jak jeszcze mogłabym poprawić swoje SLOW.
I tak rozważając ten aspekt stwierdzam, że osiagnęłam już pewien pułap zaawansowania w powolnym i uważnym życiu. Bardzo mi ten stan odpowiada i niegdy już nie chcę pędzić. NIe potrzebuję się spieszyć. jesli dobrze wszystko planuję to w zasadzie zdarzają się chwile, że nie mam co robić. Wtedy odpoczywam.
Życie w rytmie slow, zgodnie z filozofią powolnościową nie jest nieuchwytną, niedostępną postawą. Można ją wdrożyć w swoje życie i funkcjonowanie nawet wówczas, gdy wszystko i wszyscy wokół pędzą. Nie jest też jedynie dla samotników, singli czy wyalienowanych ze społeczeństwa jednostek. Nie jest też bańką mysdlaną, w którą można się schować.
Jeśli jednak miałabym zrobić listę rzeczy, które mogłabym i chciałabym robić jeszcze wolniej, to na pewno znalazłyby się na niej:
- Poranki na co dzień slow – takie, które teraz celebruję tylko w weekendy i dni wolne. Przeszkadza mi w tym przede wszystkim fakt, że pracuję od 7, wobec tego rano po prostu śpię jak najdłużej i na prawdę nie jestem w stanie wstać ani minuty wcześniej. Mogłabym zostać typowym freelancerem lub po prostu zmienić pracę na taką, aby pracować od 9.00. Musiałabym jednak zrezygnować wówczas z jeżdżenia z Mężem do pracy – a to nasz wspólny czas, który bardzo sobie cenię. Nie wiem również, czy pracujac od 9.00 byłabym w stanie się ogarnąć po południu – te popołudnia nie byłyby już tak bardzo slow, gdybym wracała do domu ok. 18.00.
- Zakupy – nie znoszę chodzić na zakupy, a już w szczególności, gdy muszę zwiedzić kilka sklepów. raczej grupuję sobie zakupy tak, aby zminimalizować liczbę sklepów, do których muszę pójść. Jednocześnie ze względu na to, że tak bardzo nie lubię tego robić a tak bardzo lubię być w domu, po prostu robię je jak najszybciej, aby mieć już to z głowy. Ten aspekt muszę poprawić, czuję, że jeszcze nie osiągnęłam w nim perfekcji. Najbardziej satysfakcjonującym mnie rozwiązaniem byłoby zdelegowanie tego zadania np. na Męża – założę się, że dodatkową korzyścią byłoby zaoszczędzenie kiludziesieciu złotych miesięcznie, bo wiecie jak to jest – przeważnie zawsze „coś jeszcze” się przyda, albo jest w promocji.
- Planowanie posiłków – to się łączy z zakupami i oszczędzaniem – z jednej strony muszę przyznać, że sen z powiek spędza mi to, że nie wiem, co mam gotować – wymyślanie jest takie uciążliwie, mimo, że gotować lubię i mam do tego serce i inspiracji mi nie brakuje. jest to jednak aspekt, nad którym również muszę popracować, aby ten cały proces POMYSŁ-ZAKUPY-GOTOWANIE-NIE MARNOWANIE jeszcze usprawnić. Sprawę utrudnia fakt, że Córka – nastolatka bywa w domu nieregularnie, Mąż ma oddzielną fitdietę i w zwiazku z treningami jada o dziwnych porach dziwne potrawy, a ja sama dla siebie to jakoś nie mam natchnienia (wolę poodpoczywać).
To dopiero poczatek mojego powolnego życia. Rytm slow i filozofia powolności stają się powoli sensem mojego istnienia. Tryb slow włączyłam w wielu dziedzinach – nad pozostałymi pracuję i będę się dzielić moimi refleksjami i poradami na bieżąco.
Polecam wydelegowanie męża na zakupy, sprawdza się u mnie świetnie. Dzisiaj musiałam sama pójść do sklepu bo mąż wyjechał i zdałam sobie sprawę, że nie byłam na zakupach ponad miesiąc!!!
Sama pracuję nad slow porankami, wcześniejszym wstawaniem (od zawsze nad tym pracuję, hahaha 🙂 ) i robieniem od rana czegoś dla siebie (bo nie mam na to czasu w ciągu dnia). Mam nadzieję, że zbliżam się do celu…