Mam taki jeden sekret dotyczący tego, jak nie marnować czasu. Chcecie wiedzieć jaki?
Jak zapewne już wiecie, sporo szkolę i doradzam, przez co spotykam się z różnymi ludźmi oraz podróżuję (w długie trasy wybieram pociąg – wygodnie, można się zdrzemnąć albo poczytać, albo napisać nowy wpis na bloga). Na szkoleniu oczywiście muszę być pierwsza – nie ma to jak Trenerka witająca osobiście Uczestników wchodzących do sali. Ale nie wszędzie i nie zawsze muszę być pierwsza. Ważne, abym się nie spóźniła.
Od zawsze byłam nauczona, aby się nie spóźniać. To, że NIGDY SIĘ NIE SPÓŹNIAM jest moją cechą osobowościową – jest to dla mnie charakterystyczne tak samo, jak kolor włosów. Ja nawet z przyczyn niezależnych bardzo rzadko się spóźniam, bo jestem w stanie zminimalizować ryzyko ich wystąpienia i zburzenia mi planów. Nawet z małutkim dzieckiem się nie spóźniałam – do lekarza, do pracy, do Babci na imieniny czy na spotkanie z przyjaciółką.
Jakiś czas temu zauważyłam jednak, że przez ten mój zakorzeniony głęboko gen nie spóźniania się marnuję bardzo dużo czasu. Jednak. Wiecie dlaczego? Bo „nie spóźnianie się” to nie to samo, co „punktualność”.
Dotychczas jak brałam rezerwę czasową to zawsze byłam za dużo przed czasem. I czekałam. Głównie bezproduktywnie – chyba, że akurat miałam coś do poczytania czy coś „którkoczasowego” do zrobienia (telefon, email, sms, szybkie zakupy) – bo nie lubię za bardzo przerywać sobie pracy, w którą się już zagłębię. Więc siedziałam (o ile było gdzie) albo stałam (np. na peronie) i denerwowałam się, że znów jestem „przed czasem” – za dużo przed czasem. Przez to bardzo często miałam poczucie, że marnuję swój czas. Poza tym było mi zimno, albo gorąco, ludzie dziwnie na mnie patrzyli… No i nie ukrywajmy – czasem po prostu nie wypada przyjść zbyt wcześnie – np. do kogoś do biura i siedzieć na krzesełku czekając aż ta osoba skończy i nadejdzie mój czas, albo na imprezę w domu (gospodyni rzadko jest gotowa przed czasem i może czuć się lekko skrępowana lub być jeszcze pod prysznicem) czy w knajpie (zwłaszcza przed organizatorem). Czasem wręcz (!) wypada się spóźnić!
Mądrość przychodzi z wiekiem – u mnie nadeszła właśnie. Staram się brać nadal poprawkę na ryzyko obiektywnych zdarzeń (korki, spóźnienie pociągu, załatwienie sprawy w czasie dłuższym niż przewidziałam, kolejka) jednak nie biorę już tak dużej rezerwy. I nadal udaje mi się być na czas.
Na początku wakacji odwoziłam naszą Młodą na zbiórkę na kolonie. Zbiórka była o 7.00. Byłyśmy na czas. Wprawdzie ostatnie, ledwo zmieściła się walizka w bagażniku, ale na czas.