„Kochanie wczoraj zwolnili mnie z pracy, wiedz o tym, że nie dali mi szansy…” to dobry kawałek. Zawsze sobie wyobrażałam, że gdy spotka mnie taka sytuacja, wrzucę to na fejsa.
Intuicja i przewrotność losu
Może zbytnio sobie pofolgowałam w tym roku w kwestii pracy, może zamiana, która była mi tak potrzebna po 7 latach na uczelni była wystarczająca i nie trzeba było psuć tego kolejną zmianą. Może za dużo chcę od życia, bo jak tylko dostałam pracę taką, o jakiej zawsze marzyłam, czyli zajmowanie się zawodowo pisaniem wniosków i dofinansowaniami, w super lokalizacji z bardzo dogodnym i ekonomicznym dojazdem, za godziwe pieniądze w formie miesięcznego wynagrodzenia, zaczęłam rozważać kwestię dotacji na własną działalność (pozazdrościłam mamie). A może życie lubi robić niespodzianki i dawać szanse – nie wiem. Życiowa szansa zdarza się raz na kilka lat. Albo i rzadziej.
Kilka dni temu pomyślałam sobie, że dobrze, że moja mama założyła działalność to w razie czego będę się miała u kogo zatrudnić na 1/8 etatu, jeśli nie przedłużą mi umowy. Przedwczoraj pomyślałam, że jak Agatka urodzi, to będę mogła odstawić swoje auto do warsztatu i wziąć jej (Przecież przez pierwszych kilka dni nie będzie go używać organizując się w nowej rzeczywistości), ponieważ mam do zrobienia jedną małą warsztatową rzecz, a nie widzę opcji jechania do pracy autobusem. Wczoraj rano, ubierając się do pracy, pomyślałam, że założę kolczyki (praktycznie tego nie robię) – wybrałam te „moje szczęśliwe kolczyki”, otrzymane kiedyś na urodziny od Rodziców.
Krótka historia o 2 minutach
Wróciłam po kilku dniach zwolnienia, z zapałem, optymizmem i entuzjazmem. Gotowa do działania. I zaraz po 9.00 wezwała mnie szefowa i wręczyła mi wypowiedzenie z dniem wczorajszym. Tak, odeszłam z pracy, tak za porozumieniem stron. Tyle, że na prośbę pracodawcy. A to całkiem inny wymiar „odchodzenia z pracy”. Byłam w szoku. Redukcja etatów. Nie wiem nawet, czy trwało to 2 minuty, myślę, że znacznie krócej. Tyle trwała moja nowa życiowa szansa.
Szybko się spakowałam, przekazałam teczkę do bieżącego projektu szefowej, i po 10.00 już mnie tam nie było. UFF.
Życie kopnęło mnie w dupę, przytarło nosek, zbiło z pantałyku. Ale z drugiej strony – to moja wielka życiowa szansa.
Wolność kocham i rozumiem
Mknąc do domu o nietypowej porze, dociskając troszkę bardziej pedał gazu z uwagi na małe natężenie ruchu, słuchają sobie w radio Ryśka, który ma za żonę whisky, pomyślałam, że czuję się w tej chwili taka maksymalnie, bezgranicznie wolna! Nie miałam żadnej innej myśli. Żadnej rozpaczy, żadnego „olaboga”. Czułam dziwną radość. Pomyślałam, ze to życiowa szansa, aby zacząć od początku, jeszcze raz. Nie wiem, czy kiedykolwiek wcześniej czułam takie emocje. Jechałam pustą droga, głośno słuchając Dżemu i myślałam o tym, jaka czuję się wolna. WOLNA! W sumie, to naprawdę czuje ulgę, i nie martwi mnie za bardzo to, co się właśnie wydarzyło.
Mogę wszystko
Moim kolejnym odkryciem było, ile mam teraz opcji! Serio! Mogę się zatrudnić u Mamy, mogę wziąć dotację i założyć własną działalność, mogę zająć się zupełnie czymś innym – uprawą ziół, szyciem fartuszków, dekupażem. Mogę zacząć wszystko od nowa. Ze specjalisty stać się przedsiębiorcą. Nowym Richardem Bransonem, w spódnicy i w Polsce! Mogę zostać społecznikiem (oo, ok, tu już przesadziłam, pieniądze są mi jednak potrzebne i są dla mnie bardzo ważne w życiu). Mogę ułożyć sobie wszystko jeszcze raz, po nowemu, bez ograniczeń. Mogę ustalić, ze bedę poświęcała pracy 4 dni w tygodniu po 8 godzin. Albo 7 dni po 3 godziny. Mogę nadać swojemu dniu nową całkiem inną rutynę. Wszystko zorganizować od początku, na nowo.
Życiowa szansa nie pojawiła się teraz przypadkiem. To przez te szczęśliwe kolczyki, które rano założyłam. Nie wiem zresztą dlaczego. Myślę o tym czasie, który został mi darowany, ze względu na to, że nie ogranicza mnie 9 godzin dziennie poświęconych na pracę zarobkową. I o tym, że tuż przed 40-stką mogę zacząć wszystko od nowa, wszystko zmienić. Teraz wiem, że nie jest to możliwe, nigdy nie było i nie będzie w sytuacji, gdy kurczowo trzymałam się etatu, bo musiałam zarobić na życie. Życie dało mi właśnie szansę, której nie mogę zmarnować.
Euforia nie zna granic
Mam już milion planów, pomysłów, nie wiem, jaką opcję wybiorę. Mam wrażenie, jakby ktoś otworzył drzwi, a wiatr, który przez nie wpadł, otwiera kolejno okna. Każde okno, to nowa możliwość. Inna szansa, inna strona świata, całkiem nowy świat! Te okna są nieskończone. Tak jak moje opcje. Minęło już 24 godziny, a ja wciąż jestem podekscytowana. I wbrew planom – nie spałam dziś „do oporu” – a właściwie spałam, ale napędzająca mnie adrenalina obudziła mnie wcześniej, niż wstawałam do pracy. Wieczorem w łóżku zrobiłam sobie listę spraw do załatwienia natychmiast! I działam.
Może coś jest ze mną jednak nie tak. Dojrzały człowiek to raczej się smuci, martwi, dołuje. Strata pracy to tragedia w naszych czasach, zwłaszcza w moim regionie. Sranie w banie – życiowa szansa to mój mechanizm obronny.
To minie. Przyjdzie stres, opamiętanie, brak pieniędzy na rachunki. Wiem, ile mam lat, że w tym wieku niełatwo znaleźć pracę. Ale czy ja chcę pracować na etacie? Pomyślę o tym jutro. Teraz celebruję.
Kup szampana!
W takiej chwili mogłam zrobić tylko jedno – kupić szampana, aby to szczęście świętować.
– Szampan ???? – zapytał Pan Mąż po powrocie z pracy, szukając w lodówce obiadu
– Szampan – odpowiedziałam spokojnie, klepiąc w klawiaturę spis pomysłów na nowe, lepsze życie i idei, czym mogę się zająć mając taką szansę od losu. To moja życiowa szansa – tylko to miałam w głowie. Jaka niespodzianka!
– Rozumiem flaszka, żeby się spić – popatrzył na mnie pytająco, pokazując mową ciała tragiczny alkoholowy zgon osoby będącej na życiowym dnie.
– Szampan – powiedziałam – celebruję tę chwilę. Nie zamierzam się dołować! Jestem wolna i mam tak wiele opcji. Takie chwile należy celebrować! Z fajerwerkami.
– To czemu jeszcze nie pijesz?
– Chłodzi się ….
PS. „Na bruku” zespołu T.LOVE (cytowane na początku) – zawsze myślałam, że to smutna piosenka. A ona nie jest wcale smutna, ona doskonale oddaje stan mojego ducha. Mnie też wcale nie jest smutno.
Dawno nie czytałam posta z którego tchnęło by takim optymizmem! Trzymam kciuki!
bardzo dziękuję 🙂
Czuję to samo a mój koniec w mojej firmie też zbliża się wielkimi krokami(umowa do 2019 bez możliwości przedłużenia)i jak sobie to czytam to jakoś się mniej boję.Wierzę, że może w końcu moja pasja też stanie się sposobem na życie. Wreszcie będę mogła robić coś co daje mi radość. Kasiu trzymam kciuki:)
Sylwia, masz czas, aby schłodzić szampana 🙂 Trzymam kciuki. Jak to mówił Konfucjusz: Wybierz pracę, którą kochasz, i nie przepracujesz ani jednego dnia więcej w Twoim życiu – czego życzę Ci z całego serca
Hah jednak ja jestem realistką. Radziłabym brać się za szukanie następnej pracy
Ja tez jestem realistką i dlatego postawiłam na swoją firmę!
Świetna decyzja o postawieniu na swoim