Magda z Save the Magic Moments stawia dzisiaj w blogowym wyzwaniu poprzeczkę BARDZO WYSOKO. Ten wpis obnaży jak bardzo jestem niekobieca!
I tytuł wyzwania tego dzisiejszego dnia rzeczywiście mnie osłupił tydzień temu i mimo konsultacji z Magdą nie bardzo wiem, co mogę tu napisać. No ale wyzwanie blogowe chyba dlatego jest wyzwaniem, że trzeba podołać zadaniu!
Zadanie na dzisiaj brzmi: In my beauty bag czyli mój ulubiony kosmetyk – bez czego nie wyobrażacie sobie swojej kosmetyczki? Bez czego nie potraficie się obejść? Co Was ratuje w opresji? Kobiecy gadżet, który zawsze znajdzie się w waszej torbie, to…
Prawdziwym wyzwaniem jest wyznanie, że: nie posiadam kosmetyczki. Mam taką mniejszą torebeczkę (bo moja torba jest duża, żeby mi się moje notesy mieściły i codzienne zakupy oraz jedzenie do pracy) i w tej mniejszej noszę … no właśnie, wszystko to, co noszę, tylko żeby mi się nie rozsypywało w torebce to noszę w tej mniejszej. Jedynym „kosmetykiem” który noszę ze sobą jest balsam do ust i krem do rąk (na wszelki wypadek, nie do użytku codziennego), bezwzględnie mogłabym się obyć bez tych dwóch rzeczy. Podobnie jak bez lusterka, ale kiedyś przeczytałam, albo od kogoś usłyszałam, że skoro nie mam lusterka przy sobie to nie jestem kobietą … no to teraz noszę (średnica ok. 2 cm). Mam też mini szczotkę do włosów (nie wiem, czy kiedykolwiek z niej korzystałam).
Na co dzień (roboczy) po prostu używam tylko tuszu i ewentualnie beżowego cienia (jak mam rano czas). Jak nie idę do pracy to w ogóle się nie maluję. Nie mam ulubionych kosmetyków. Te, które mam, mam kilka lat (wiem, że termin przydatności od otwarcia jest max. 12 m-cy, ale to byłoby wyrzucanie pieniędzy, gdybym tego przestrzegała). Nie mam więc żadnego ulubionego kosmetyku, a już na pewno nie takiego, bez którego nie mogłabym się obejść. Po prostu nie jest to w żaden sposób dla mnie wyznacznikiem kobiecości.
Za to mam w torebce zawsze słuchawki – jest to moja bariera przeciwko rozpraszającemu hałasowi no i notes i organizer oraz komórkę. Na wszelki wypadek noszę też tabletki od bólu głowy, w lecie bidon z wodą, a jak byłam młodsza nosiłam też otwieracz do piwa. Od jakiegoś czasu myślę o tym, aby się zaopatrzyć w jakiś podręczny scyzoryk. Na wszelki wypadek. Ani to kobiece, ani niezbędne, ale na pewno jest to gadżet, który ma możliwości na uratowanie w opresji 🙂
PS. dzisiejsze zdjęcie to ja w moich ukochanych brzozach 3 tygodnie temu, bez kosmetyków i bez photoshopa
U mnie też czasami kosmetyki leżą dłuuuugo po terminie, ale też uważam, że wyrzucanie byłoby marnowaniem pieniędzy 🙂 Co prawda ulubionych kosmetyków mam kilka, niektórych używam codziennie, niektóre mam zawsze przy sobie, ale żaden nie jest tak w stu procentach niezbędny. Gdyby nagle któregoś zabrakło, to właściwie nic by się nie stało 🙂
O właśnie – nic by się nie stało, na pewno nie zrujnowałoby mi to psychiki czy dnia !
Kasia jesteś genialna! I co? Wybrnęłaś idealnie, a Twój otwierasz do piwa mnie rozbawił. Konkretna babka jesteś! 🙂 ps. lusterko? nie, nigdy – na weselu miałam – specjalnie kupiłam – raz użyłam 🙂 nadal jest piękne, jak nowe 🙂
Buziak!
Och dziękuję Magdo! To dobrze, że z tym lusterkiem to nie tylko u mnie … 🙂