Szczerze mówiąc – trudno mi wybrać. Co chwila odkrywam coś nowego, co mnie zafascynuje, namiesza w głowie a potem … mija …
Dlatego nie chcę tu pisać o tym, co ostatnio zawróciło mi w głowie, a nie wiem, czy coś z tego wyjdzie. Mam ponad to taką dziwną przypadłość, że jak coś mi się spodoba, od razu wydaję na to kasę, kupując NIEZBĘDNE AKCESORIA I REKWIZYTY a potem (bardzo szybkie potem) żałuję, że bez potrzeby wydałam pieniądze.
Dlatego nie wiem jeszcze, czy myślenie wizualne, sketchnoting, rysowanie itp. stanie się moją nową obsesją. Nadal jestem zafascynowana Klaudią Tolman i Austinem Kleonem, Spędzam godziny na oglądaniu pinterest’a, ale nie wiem jeszcze, co z tego wyjdzie. Na razie walczę z pokusami wydania pieniędzy na zakupy. Zakochałam się na szkoleniu Klaudii w pisaczkach, które używane dają efekt malowania pędzelkiem… kosztują raptem ponad stówkę (bez kosztów przesyłki) za jakieś 12 sztuk, przy czym występują w trzech zestawach kolorystycznych 🙂 Dodatkowo Klaudia pokazała tyle fajnych książek, gadżetów. eh. Omijam księgarnie, sklepy plastyczne i papiernicze BARDZO SZEROKIM ŁUKIEM.
Natomiast myślę, że spośród pasji, o których pisałam w tym poście, warto opisać moją przygodę z działkowaniem. To nie tak, że jestem dzieckiem blokowiska. Przez wiele lat (mniej więcej od 12-13 do 24 roku życia) mieszkałam w domku jednorodzinnym ze sporym ogrodem. Patrząc wstecz, prócz zasadzenia 1 (słownie: jednego) drzewa – choinki wraz z moim ówcześnie chłopakiem a obecnie Mężem (w sumie, to On sadził) nie przyłożyłam nawet koniuszka palca do tego, aby coś w tym ogrodzie zrobić. W ogóle mnie to nie kręciło. Śmieszyło mnie, jak Babcia zaraz po przekroczeniu bramy leciała oglądać czy zeszły kwiatki, co rozkwitło itd. Denerwowało mnie, jak mnie wołała, żeby się ze mną podzielić tą radością. Nie mogłam zrozumieć, jak Dziadek, który w niedzielę nie mógł nic robić z racji niedzieli, chodził i układał trawę w dobrą stronę (ja tak to nazywałam). Teraz, gdy nie ma już na nami Babci ani Dziadzia strasznie mi wstyd za swoje ówczesne zachowania i myśli. Co więcej, po 15 latach widzę, że mając działkę, dokładnie tak samo robię (śpieszmy się kochać nasze żony, tak szybko stają się takie jak ich matki…) – otwieram bramę i lecę w rabatki.
Jako nastolatka nawet na tej mojej posesji nie spędzałam czasu na dworze, chyba, że była jakaś impreza w stylu grill. W zasadzie to raczej nie opuszczałam swojego pokoju. Tyle straciłam…
Dwa lata temu w posiadanie naszej rodziny weszła działka nad jeziorem (nie za blisko imprezowego centrum jeziorowego). Spora działka, nabyta wraz z domkiem i ogrodzeniem, nieco urządzona. Nawet dobrze urządzona, bo poprzednimi właścicielami byli ludzie, którzy zajmują się profesjonalnie zakładaniem ogrodów i prowadzą szkółkę ogrodniczą. Ponieważ zakup odbył się w listopadzie, to do wiosny żyłam w przeświadczeniu, że działka jest po to, aby ewentualnie skosić trawę, a poza tym, to żeby odpoczywać a nie ciągle na niej robić. Co więcej, krytykowałam jawnie i otwarcie wszystkich, którzy przejawiali zachowania typu: „musze pojechać na działkę, bo trzeba …. Nasadzić, wyplewić, skosić, przyciąć, pomalować, zrobić….” Naprawdę nie potrafiłam tego zrozumieć. To miało być miejsce do relaksowania się i odpoczywania a nie kolejny obowiązek i musiciel. To przekonanie trwało do pierwszej wizyty w markecie ogrodniczym. Tzn. pierwszej wizyty jako posiadacza działki. No i przepadłam. Wisterie, iglaki, byliny itd. Ogród ziołowy. Ogród różany. Okrąglaki z wrzosem. Lilie. Trawy. Wszystko na raz. Bez pomyślunku. Pierwszy rok był nieustanną pracą, w sumie to dopiero pod koniec sierpnia była chyba pierwszy weekend, kiedy naprawdę nic nie było do zrobienia (zasadzenia, pomalowania, przymocowania). Można było usiąść na werandzie i odpoczywać. Delektować się relaksem na działce.
Sama nie wiem, kiedy i dlaczego tak się stało. Czy dojrzałam w ciągu jednej zimy? Może. Może po prostu potrzebuję fizycznej pracy aby się odprężyć, oczyścić umysł, osiągnąć stan FLOW czy UPTIME itd. (najlepiej jak leże na leżaku pod brzozą – szelest liści, gra kolorów zielonych liści, białych gałęzi i błekitniego nieba dają mi naprawdę totalny odlot). Ciągle przeglądam nowe zdjęcia, strony, kupuje literaturę (i czasem nawet ją czytam). Jestem w stanie nieustannej inspiracji, staram się robić ciągle coś nowego, udoskonalać, przeplanowywać. Uczę się też na błędach, nie przeczę, niektóre nieprzemyślane pomysły muszę korygować. Ale to daje mi siłę. Niech już się skończy ta zima! Chcę już spakować się w piątek i wyjechać na weekend, a w sobotni poranek wypić kawę na werandzie rozwiązując krzyżówkę.
Zaczynam tez marzyć o domu. Mamy super mieszkanie, zupełnie wystarczające, ale jak sobie pomyślę, że mogłabym mieć ogród i taras przez cały rok na wyciągnięcie ręki to … eh, jak mi się marzy. A potem nagle uświadamiam sobie, że to zaraz ze 3 razy więcej powierzchni do sprzątania – bo kto buduje dom o powierzchni 60 metrów kwadratowych. Że jak masz dom, to jednak jesteś w domu, masz tam dużo do zrobienia jako Żona i Matka. Że nie ma czasu na leżenie na werandzie i picie kawy. No i chyba straciłabym ten efekt wyjazdu z domu, który daje mi naprawdę relaks i odprężenie. To oczekiwanie od środy na piątek, aby się zapakować, zamknąć drzwi i wieczorem wypić piwo na werandzie. Mam wrażenie, że gdybyśmy mieli dom z ogrodem, to MUSZĘ i TRZEBA zabiłoby całą radość z jego posiadania. Ogród stałby się kolejnym obowiązkiem, a nie rekreacyjną pasją. Dlatego dobrze jest jak jest.
Może do tej radości z ogrodu trzeba dojrzeć? Bo ja też dopiero od tego roku…
O pasjach plastycznych to ja mogłabym godzinami i podziwiam Cię, że jeszcze opierasz się tym wszystkim kolorowym gadżetom do pisania i tworzenia 🙂 a ciekawe, jak to będzie ze mną i z ogródkiem, kiedy będę miała możliwość go założyć. Zastanawiam się nad tym.
Weroniko, ogródek / działkę polecam. Ze wszystkich znanych mi osób – ogrodników większość na początku twierdziła, że to nie dla nich. Ja też tak twierdziłam. A w sobotę podziwiałam bazie i przepiękne krokusy 🙂
Toprawda, cięzko odpoczywa sie w domu i trzba do tego dużo samozaparcia, no wiesz, żeby ne polecieć TYLKO nastawić prania, TYLKO wstawić obiadu, TYLKO ogranąć tu i tam. Ja najlepiej odpoczywam, wyjeżdżajac, choćby niedaleko. Za to ogród przy domu ma też wiele innych zalet – codzienne wieczory, mozliwosc jezdenie na dworze kiedy tylko chcesz, zioła i warzywa po ręką i opcja porranej kawy wśród kwiatów 🙂
Dokładnie 🙂
Mi właśnie aktywność fizyczna najbardziej pomaga oczyścić umysł, zrelaksować się 🙂 nie umiem leżeć 🙂
Każdy ma swój sposób na oczyszczenie głowy. Jak się odrywamy od codziennych problemów i skupiamy na czynnościach prostych logistycznie i wyzwalających endorfiny wówczas często przychodzą nam do głowy rozwiązania, nad którymi intensywnie myślimy. Tak już nasz mózg działa.
Tak, do marzeń trzeba czasem podchodzić racjonalnie, żeby tak jak piszesz, muszę nie zabiło radości:)
Bardzo mi się podoba Twój komentarz. Muszę czasem zabija radość. Dlatego pasja jest pasją a praca – etatem 🙂
też się zastanawiamy nad działką; bardziej rekreacyjną niż pracochłonną;
Tak. Moja też jest działką rekreacyjną – ale jak już jest kawałek gleby … to się nią trzeba zaopiekować 🙂