Zastanawiasz się czasem, co minimalizm ma wspólnego z czasem? Minimalizm to stanowczo więcej czasu!
Mniej rzeczy
Minimalizm to posiadanie wystarczającej ilości rzeczy. Tylu, ilu potrzeba – nie mniej, nie więcej tylko akuratnie. Nie chodzi o to, by się nie wiadomo jak ograniczać ani tym bardziej o to, aby wyzbywać się tego, co jest nam naprawdę potrzebne do funkcjonowania. Chodzi natomiast o to, aby nie było niedosytu i nadmiaru. Aby nie tracić czasu na poszukiwania i wybieranie albo na zastępowanie czymś czegoś, czego nie masz. I nie chodzi o to, że do zielonej torebki trzeba założyć czarne buty. Chodzi o to, aby mieć i buty i torebkę. I nie tracić energii na zbędne wybory, decyzje. Nie tracić czasu na sprawy, które nie są nam potrzebne lub tego warte.
Mniej rzeczy to więcej miejsca na półkach i w szafie, a także mniej sprzątania (wiecie, wycieranie wszelkich kurzołapek, przestawianie kosmetyków w łazience, układanie butów czy kubków na półkach). To szybsze odnajdywanie tego, czego akurat potrzebujesz teraz.
Mniej rzeczy to łatwiejszy wybór. Już Steve Jobs miał w swojej garderobie tylko jeden fason / kolor jeansów i jeden kolor (i pewnie fason) golfów, aby nie tracić czasu na wybieranie i podejmowanie decyzji, w co się ubrać. Podobnie postępuje Mark Zuckerberg – jego garderoba to głównie szare T-shirty. Ludzie sukcesu cenią sobie swój czas i nie trwonią go na zbędne decyzje. Jeśli chcesz ograniczyć czas przeznaczany na decydowanie, musisz w pierwszej kolejności ograniczyć ilość rzeczy, które masz do wyboru. Bądź człowiekiem sukcesu!
Przykład z ubraniami jest tylko jednym z wielu – to samo dotyczy ilości i różnorodności jedzenia, sprzętu, kubków, posiadanych kosmetyków, prenumerowanych czasopism, czytanych jednocześnie książek, branych na siebie zadań i zobowiązań. Wszystko, czego jest zbyt wiele, wymaga poświęcenia czasu na wybór. Jak masz w lodówce tylko ser, wędlinę i pomidory, to łatwo jest szybko zrobić kanapki. Jeśli prenumerujesz jedno-dwa czasopisma, to wybór, które z nich poczytasz przy popołudniowej kawie jest niezwykle krótki. Jeśli na Twojej półce z książkami leży tylko jedna, którą aktualnie czytasz, to po prostu wieczorem po nią sięgasz, a nie zastanawiasz się najpierw jaki masz akurat dzisiaj nastrój i wybierasz spośród 6 czytanych aktualnie tytułów.
Mniej zajęć
Bardzo modny jeszcze kilka lat temu multitasking dzisiaj jest już bardzo passé. Chodzi o to, aby realizować to, co ważne, po kolei, pojedynczo, sukcesywnie. Nie skakać z kwiatka na kwiatek, co chwilę angażując się w coś nowego. Praktycy (i teoretycy) zarządzania czasem, ale również menedżerowie, chociaż cenią umiejętności dzielenia uwagi pomiędzy różne zadania, to jednak w praktyce za najskuteczniejsze i najbardziej efektywne uważają realizowanie pojedynczych zadań czyli skupienie się na jednej rzeczy w danym momencie. Przeskakiwania od jednego zadania do drugiego powoduje, że znaczną część czasu i energii pożytkujemy na ponowne zaangażowanie się w dany problem, w pracę, która została przerwana.
Wielozadaniowość dotyczy nie tylko aspektu życia zawodowego – chodzi również o różne prywatne aktywności, których podejmujemy się poza godzinami pracy. A jest ich w tygodniu sporo. Nie wierzysz? Zajrzyj do kalendarza – ile Ty i Twoi bliscy macie wolnych popołudni w tygodniu? Czy jest chociaż jeden dzień typowo „domowy”, gdy wszysycy jesteście razem w domu i możecie spędzić WSPÓLNIE czas?
Chociaż może trudno sobie to wyobrazić, istnieje sposób, by ograniczyć liczbę naszych aktywności. W dzisiejszych super zajętych czasach, gdzie – mam wrażenie – ilość jednocześnie realizowanych projektów zawodowych i prywatnych, ilość utrzymywanych kontaktów i imprez, na których wypada być, ilość posiadanych dóbr materialnych i niematerialnych, ilość zajęć dodatkowych, na które uczęszczamy sami (joga, siłownia, kółko artystyczne) lub wozimy nasze dzieci (balet, języki, gimnastyka) jest głównym wyznacznikiem pozycji społecznej i zawodowej, jakimś magicznym odnośnikiem do sytuacji materialnej. Stać mnie na to i na to i na takie zajęcia, i na takie, moje dziecko to i to, tu i tam. A na to wszystko potrzeba czasu, nie mówiąc o pieniądzach.
Czas na uczestniczenie w zajęciach, czas na dojechanie na zajęcia, czas na dowożenie dzieci na zajęcia, to minuty, które w ciągu całego tygodnia kumulują się w godziny. Oczywiście do pracy trzeba dojechać, dzieciom trzeba dać szansę na lepsze wykształcenie, rozwój artystyczny i społeczny. Ale im mniej aktywności, tym łatwiej tym zarządzać, układać w harmonogram i plan dnia. Warto rozważyć, czy rzeczywiście wszystkie te aktywności są równie ważne, równie niezbędne czy po prostu modne.
Czy naprawdę musisz się angażować w każdy projekt? Czy naprawdę każdemu musisz pomóc, bo nie wypada odmówić? Nie. Szanuj siebie, szanuj swój czas. Ogranicz liczbę aktywności, zobowiązań, tego, co robisz dla innych a często także tylko pozornie dla siebie.
Minimalizm to nie tylko ograniczenie rzeczy. To rozsądne gospodarowanie swoją energią w zakresie relacji, związków. Czy każda relacja, którą utrzymujesz, to relacja, której potrzebujesz? Czy każda relacja jest dla Ciebie dobra, czy może wysysa z Ciebie siłę, energię, czas. Czy musisz się „przyjaźnić” i spotykać z tymi wszystkimi osobami, utrzymywać z nimi kontakty? Przemyśl to, być może nie wszystkie osoby są niezbędne w Twoim życiu, a czas i energię, które im poświęcasz można wykorzystać na bardziej wartościowe i potrzebne relacje.
Mniej pieniędzy
Zalewający nas zewsząd konsumpcyjny styl życia, kreowane przez marketingowców coraz to nowe nasze potrzeby, które zaspokoi ich produkt, nadmiar wszystkiego, co krzyczy do nas ze sklepowej półki „weź mnie” wymaga od nas coraz większych środków finansowych, aby te potrzeby zaspokoić, aby być cool i trendy. Ale więcej potrzebnych na wydatki pieniędzy to więcej czasu, który musimy spędzić, aby te pieniądze zarobić. I o ile są potrzeby rzeczywiste (jedzenie, środki higieny, odzież, rozrywki itp.) o tyle nie zawsze są potrzebne w tak dużym wymiarze lub tak wielkiej ilości dóbr substytucyjnych. Minimalim nie wymaga nie wiadomo jakich nakładów finansowych – wręcz przeciwnie – minimalizm sprzyja oszczędzaniu tych zasobów.
Analizując ilość wyrzucanego przeze mnie jedzenia (bo trzeba zapewnić różnorodność, bo jest nas troje i nie wiadomo kto i na co będzie miał ochotę) doszłam pewnego dnia do wniosku, że to bez sensu. Pomijając już czas potrzebny na wybór (o czym pisałam powyżej) wyrzucam przecież pieniądze, które zarobiłam. Moją pracę przełożoną na zarobki i wydaną na produkty, których nikt nie spożył bo… miał za duży wybór, bo nie zdążył przed zepsuciem się. Dzięki kupowaniu mniej, potrzebuję mniej pieniędzy na zaspokojenie naszych podstawowych potrzeb. Dzięki zużywaniu wszystkiego do końca, nie kupuję tak często i nie wyrzucam tak wiele.
I nie dotyczy to jedynie jedzenia. Więcej ubrań – większa szafa – więcej prania – więcej prasowania – czyli większa zużywalność środków czystości czy energii, inwestycja w kolejne meble, przemeblowania i remonty. Więcej kosmetyków – pomijajac już miejsce na półkach – to więcej pieniędzy wyrzuconych w błoto. Z rozmów z koleżankami wiem, jak trudno zużyć słoiczek kremu w wymaganym od otwarcia terminie, używajac go regularnie. A jak takich kremów jest kilka? W końcu i tak wyrzucamy to, co zostało, bo …. no właśnie – bo kupujemy NOWE (w domyśle: lepsze, ładniejsze, skuteczniejsze … czyli takie, jak mówi reklama). A to wszystko kosztuje.
Im więcej kupuję, tym więcej muszę zarabiać. Żeby więcej zarabiać, muszę więcej pracować. Żeby więcej pracować, potrzebuję więcej czasu. Taki błędny krąg. Jest jeszcze jeden ważny aspekt – czas spędzony „na zakupach”. Takie to proste.
Więcej czasu
Posiadanie optymalnej dla każdego (indywidualnie) ilości (rzeczy, zajęć, relacji, pieniędzy) sprawia, że masz więcej czasu. Jeśli masz mniej rzeczy to cenne minuty nie upływają Ci na ich przekładaniu, sprzątaniu, układaniu, poszukiwaniach akurat tej lub innej. Nie masz problemu z ich „upchnięciem” na swojej ilości metrów kwadratowych, na wyjmowaniu czegoś, bo potrzebujesz coś, co za tym jest schowane, a potem na próbach ponownego schowania tego pierwszego. Zobacz, ile cennych minut możesz zyskać, w zamian za uproszczenie posiadania w swojej przestrzeni.
Posiadanie optymalnej, wystarczającej ilości projektów, zadań, zobowiązań i relacji powoduje, że łatwiej zaplanować dzień lub miesiąc, poświęcając czas i energię na to, co istotne i ważne dla Ciebie. Dodatkowym aspektem jeszcze jest to, że bardzo często jest to udział w realizacji cudzych marzeń i planów, a nie starcza przez to energii i czasu na swoje własne marzenia i plany. Ograniczenie tego, to więcej czasu na dobre relacje, wartościowe zajęcia, perspektywiczne projekty. sprawia również, że więcej czasu możesz poświęcić sobie by być tu i teraz. Ograniczenie zajęć i aktywności, rezygnacja z części planów pozwoli znaleźć cel oraz sens pracy i podejmowanych działań. Zapełnianie kalendarza pozornie tylko fajnymi i istotnymi zadaniami i wydarzeniami naprawdę prowadzi do frustracji, zmęczenia i utraty zdrowia (tak, tak, ten pęd w końcu się na zdrowiu odbija).
Mniej relacji i zobowiazań towarzyskich być może będzie skutkować doklejeniem do Ciebie etykietki osoby aspołecznej, niemniej jednak uwolni Twój potencjał i energię, a przy tym czas. Poczujesz wolnosć od zobowiazań i odkryjesz, że należysz do siebie i dzielisz się sobą tylko z osobami, które są tego warte i które nie wykorzystują Ciebie i Twoich dobrych chęci.
Minimalizm to więcej czasu. Na wszystko, co istotne. A im mniej spraw/rzeczy/relacji/zadań pomiędzy które musisz ten swój czas zagospodarowac, tym więcej masz go dla siebie i na to, co rzeczywiście ważne. Mniej znaczy ograniczenie wyborów, podejmowania decyzji, tracenia czasu na to, co powinno być proste i oczywiste. Mniej upraszcza życie, a prostsze życie, to więcej czasu i więcej energii, które można przekierować na to, by być Tu i Teraz.
Wierz mi – to działa. A jeśli chcesz więcej porad –> sięgnij po mój miniZENbook
Jedna myśl na temat “MINIMALIZM A ZARZĄDZANIE CZASEM”