Przejście w tryb SLOW LIFE przyszło jakby samo, tak powoli, naturalnie, gładko, właśnie w tym roku i jest jedną z najlepszych rzeczy, jakie w tym roku mi się przydarzyły.
Ten rok z różnych względów, przyczyn i powodów przeznaczyłam na rozwój osobisty i w ogóle wtedy nie myślałam o żadnym SLOW LIFE. Więcej – prawdopodobnie rok temu w ogóle jeszcze nie znałam tego pojęcia. Ten rok jest dla mnie rewolucją pod wieloma względami. Gdzieś między przyspieszonym kursem rozwoju osobistego, a ćwiczeniem uważności połączonej z umiejętnością robienia projektów i realizowania zadań, gdzieś pomiędzy nowymi aktywnościami w mediach społecznościowych, nowymi projektami zawodowymi, życiem rodzinnym i dbaniem o etat – w tym wszystkim znalazłam swój rytm, wolniejszy, ciekawszy, bardziej skoncentrowany na działaniu, w nurcie filozofii powolnościowej, w zachwycie nad filozofią ZEN i otwartością umysłu a także czymś, co nazywam stanem workflow.
Mój sposób na wprowadzenie slow idei powolnościowej w życie w zasadzie nie był zdefiniowany. Wcale tego nie robiłam jakoś specjalnie, nie wyznaczałam sobie celów ani planu – samo się zrobiło. Dlaczego? Jak?
Mogę zidentyfikować niektóre przyczyny i powody, dlaczego tak się stało – nie wiem natomiast jak one się mają do wdrożenia. Wiem co się zmieniło we mnie, w moim otoczeniu, w moim życiu. Wiem, jaki wpływ na mnie i na moje życie, postrzeganie świata, relacje z innymi miały te zmiany. Czy przyczyniły się jednak bezpośrednio do tego, że moje życie stało się bardziej SLOW a mniej FAST? Bardziej FOCUS niż MULTITASKING? Bardziej NOW a nie PAST or FUTURE? Czy rzeczywiście te wszystkie rzeczy zrobiłam, aby zwolnić, aby się bardziej skoncentrować, aby żyć bardziej tu i teraz zamiast ciągle tkwić w pędzie, rozpamiętując przeszłość lub marząc o innej przyszłości, lepszym jutrze, realizując sto rzeczy na raz? Czy może to jest pochodną podejścia do życia w ogóle?
Co zatem miało wpływ na mój SLOW w życiu?
- Odpuściłam i zdjęłam kaganiec „muszę”, „powinnam”, „co inni pomyślą” – czasem jest bałagan, czasem nie ma zakupów, czasem zlew pełen naczyń, czasem byle jaki obiad czy kolacja lub brak śniadania do pracy, do tego niezadowolenie Mamy czy Znajomych – robię to co chcę robić, na co mam ochotę. Zaakceptowałam i pogodziłam się z tym, co ode mnie niezależne, czego nie mogę zmienić, na co nie mam bezpośredniego wpływu – oznacza to mniej nerwów, mniej energii na rozwiązywanie wydumanych problemów, mniej kombinowania jak poprawić (np. relacje z kimś, dla kogo mało się liczysz) = więcej spokoju i więcej czasu na odpoczynek. Nabrałam dystansu do różnych takich spraw.
- Nauczyłam się odpoczywać – planuję ten czas, a jak mam wolną chwilę to nie zastanawiam się, co by tu teraz zrobić – porządki w szafach, mycie okien itp. robię jak mnie wena najdzie, a nie dlatego, że są święta – jak mam czas to najchętniej leżę i czytam, albo relaksacyjnie prowadzę searching w necie poszukując inspiracji. A jak mam wenę twórczą to piszę albo tworzę nowe projekty.
- Mam powolne hobby – tzn. takie, którego nie da się pospieszyć – decoupage, działka, gotowanie, czytanie książek (papierowych), pisanie, joga – wszystkie one wyciszają, spowalniają tempo życia, wymagają skupienia i dokładności, nie męczą, żadnej z tych rzeczy nie da się robić szybciej – nie mam wpływu na jej przyspieszenie.
- Celebruję – tu i teraz. Ćwiczę wdzięczność. Inspiruję się dużo i często. Kocham siebie i jestem dla siebie dobra.
- Bazuję na listach zadań i koncentracji na jednej rzeczy w danej chwili – nie przełączam się pomiędzy zadaniami, wyrzuciłam z życia rozpraszacze i powiadamiacze, zbędne aplikacje, robię sobie proste listy i odhaczam poszczególne zadania, potrafię zarządzać czasem, który posiadam na co dzień. Nie oznacza to oczywiście, że nie realizuję wielu projektów w tym samym czasie – realizuję, a jakże i co chwila mam nowe pomysły – ale gdy pracuję to nad jednym zadaniem. Jedynym wyjątkiem jest prasowanie – wówczas zazwyczaj oglądam jakiś film (no, bardziej słucham).
- Grupuję czynności – mam czas na rozruch, czas na gotowanie, czas na kontakty z klientami, czas na sprawdzanie poczty i odpisywanie na maile, czas na odrabianie lekcji z Córką czy na uwagę tylko dla Niej. Mam perfekcyjną skrzynkę przyjęć – czyli miejsce, gdzie gromadzę przychodzące do mnie sprawy zanim je posegreguję zgodnie z macierzą Eisenhowera.
- Porzuciłam telewizor, komputer służy mi do pracy. Dzięki działce i weekendom poza zgiełkiem miejskim ładuję akumulatory na łonie natury – siedzenie na trawie z kubkiem porannej kawy daje kopa na cały tydzień a jednocześnie wymusza skupienie na przyrodzie, na rytmie natury – ćwierkaniu ptaków, rozkwitających kwiatach, soczyście zielonej trawie, kotach, szumie brzozowych gałązek czy zapachu jaśminu. Telefon to narzędzie, nie rozrywka.
- Zrezygnowałam z bycia perfekcyjną i niezastąpioną, pozbyłam się też nadmiaru ambicji w wyścigu szczurów, dzięki temu mam mniej na głowie, inni mają szansę się wykazać a i łatwiej się współpracuje – częściej daję innym okazję, aby mogli coś zrobić, a gdy tylko mogę to deleguję lub współdzielę zadania.
- Upraszczam i organizuję, segreguję i odkładam na miejsce. Dużo rzeczy robię wykorzystując czas oczekiwania na coś. Oswoiłam minimalizm – mniej rzeczy = mniej sprzątania, prania, szukania, prasowania = więcej wolnego czasu! Minimalizm jest jedną z metod upraszczania życia.
- Zwracam uwagę na zdrowie – poświęciłam ten rok na badania, profilaktykę a także przeszliśmy w domu na zdrowsze odżywianie. Zwracam uwagę kupując produkty na ich skład, staram się nie marnować jedzenia – wolę, żeby czegoś brakowało, niż mam wyrzucić po terminie przydatności. Porzuciłam popołudniową kawę – dzięki temu lepiej śpię i łatwiej mi się wstaje – chociaż to oczywiście zależy od pogody, planu dnia, itp. Cieszę się, z optymizmem patrzę do przodu. Odpowiednio długo śpię.
SLOW LIFE
To nie jest łatwe. Trzeba zmienić wiele wewnętrznych przekonań, pokonać stereotypy. Trzeba tego chcieć i czuć to intuicyjnie, a wówczas styl życia sam się zmieni. Być może nawet bezpośrednio zaangażuje Twoich bliskich, lub pośrednio na nich wpłynie. Niewątpliwie ma wielkie zalety i poprawia jakość życia.
Ja teraz oprócz lepszego samopoczucia, efektywności i szczęśliwości, lepiej śpię, łatwiej się koncentruję. Jest mi po prostu łatwiej. I dzięki temu chce mi się żyć!
Te grupowanie czynności to sobie skopiuję i wprowadzę. 🙂 To może mi dużo ułatwić. Dobra organizacja jest niezbędna, żeby żyć sobie miło, slow.
Możesz sobie je nawet na lodówkę powiesić, jesli tylko to Ci pomoże 🙂 powodzenia !
Wreszcie tu dotarłam. Oj super lista. Bardzo mi się podoba. Tak, jak Twoje podejście do życia. Nie uważasz, że zaczyna się to nabywać z wiekiem? im jestem starsza, tym więcej wiem o sobie i o tym, co w życiu ważne. Uczę się odpuszczać 🙂 A listy uwielbiam robić 🙂 Mam ich całą masę 😛
Nie myslałam wcześniej o tym, że to z wiekiem przychodzi, że od wieku zależne – ale niewątpliwie u mnie przyszło z wiekiem …